Msza Święta - miesięcznik biblijno-liturgiczny

« powrót do numeru


O kapłaństwie z ks. Biskupem Stanisławem Stefankiem SChr rozmawia ks. Jan Hadalski SChr.
Blisko Chrystusa, blisko człowieka.

Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 05, maj 2009

W lipcowy poranek mych święceń
dla innych szary zapewne
jakaś moc przeogromna
z nagła poczęła się we mnie…

Tak ks. Jan Twardowski wspominał dzień swoich święceń kapłańskich. A jak Ksiądz Biskup przywołuje dzień 28 czerwca 1959 roku? Co Ksiądz Biskup wtedy czuł, jak widział swoją przyszłość?

Ks. Jan Twardowski w swojej poetyckiej refleksji sięgnął wprost faktu sakramentalności posługi kapłańskiej. Kapłaństwo jest sakramentem, czyli rzeczywistością, która mocą Chrystusa ogarnia całą osobę, całą aktywność człowieka. Kościół opiera się na Chrystusie powołującym swoje sługi – kapłanów, oni zaś w Jego Osobie (in persona Christi) publicznie sprawują Eucharystię.

Początki mojego kapłaństwa społecznie były trochę skomplikowane, bo święcenia otrzymałem o rok wcześniej, niż było to planowane. Decyzja o moich wcześniejszych święceniach zapadła na dwa tygodnie przed diakonatem i kapłaństwem. Stąd tego społecznego zamieszania było trochę więcej niż przeciętnie. Takie przyspieszenie było spowodowane powołaniem mnie do wojska. Była to pierwsza „branka” kleryków do wojska – w 1959 roku – która okazała się niemałym zaskoczeniem. Byłem najmłodszy na kursie. Koledzy normalnie szli do diakonatu i do święceń kapłańskich, a ja miałem pójść do wojska. Trzeba było decydować: albo z Brewiarzem do wojska na dwa lata, albo przyspieszone święcenia kapłańskie. Wybrano to drugie rozwiązanie. Muszę przyznać, że to trochę mi przeszkadzało, bo wszystko działo się zaledwie w ciągu kilku dni. Karta wcielenia, wezwanie na komisję wojskową, w środę diakonat, w piątek komisja, w sobotę przygotowanie do święceń kapłańskich, w niedzielę przyjęcie kapłaństwa – ten zewnętrzny, trochę nienormalny wymiar trochę mi przeszkadzał.
Jaki był wtedy ratunek, co pozwoliło mi się skupić, wyciszyć? Po pierwsze – zakonnik szykuje się do święceń kapłańskich w momencie, kiedy podejmuje ostateczną decyzję o ślubach wieczystych. Właśnie śluby wieczyste, dozgonne to jest ten moment ostatecznego wpisania swojej woli, swojego serca we wspólnotę zakonną, a przez to w Kościół. Ja byłem już po ślubach wieczystych. I tak prawdę mówiąc, po ślubach wieczystych święcenia pół roku w jedną czy pół roku w drugą stronę – to nie jest aż takie ważne. Zatem patrząc od tej strony, przyspieszone święcenia kapłańskie mnie nie zaskoczyły, już wcześniej podjąłem decyzję. A po drugie – w tym czasie miałem bardzo dobrych ojców duchownych: ks. Tadeusza Myszczyńskiego i ks. Władysława Gowina. Ten drugi właściwie przewidział wszystko i zanim cokolwiek zaczęło się dziać, szczegółowo mnie do tego przygotował od strony duchowej, liturgicznej, a potem i od strony duszpasterstwa praktycznego. Byłem więc mądrze przeprowadzony przez to całe zawirowanie społeczne. Może właśnie dlatego tak dobrze pamiętam datę i moment w Katedrze Poznańskiej, kiedy razem z diakonami archidiecezji poznańskiej upadłem twarzą na posadzkę, żeby modlić się w czasie Litanii do Wszystkich Świętych, bo dopiero wtedy do końca uświadomiłem sobie, że za chwilę stanę się kapłanem.

Obecnie wiele mówi się o kapłaństwie, o trudach tej posługi i kapłańskiego życia. Co z perspektywy 50 lat kapłańskiej posługi, ubogaconej jeszcze sakrą biskupią, widzi Ksiądz Biskup jako najtrudniejsze w kapłaństwie?

Należę do pokolenia nastawionego na aktywność, pokolenia bardziej akcyjnego niż kontemplacyjnego. A przy aktywności zazwyczaj widoczne są owoce, skutki. Kapłaństwo jest aktywnością na takim terenie, gdzie statystyka sukcesu nie jest taka oczywista. Bywa, że latami trzeba czekać – albo nigdy się nie doczekać – na skutki swojej działalności. Nie mówię o jakichś zewnętrznych skutkach, przejawiających się w tym, ilu ludzi było w kościele, czy mówili mi „dziękuję”, czy otrzymałem kartki na imieniny. Chodzi raczej o świadomość wewnętrznej przemiany człowieka, którego jako kapłan prowadzę przez sakramenty święte ku Chrystusowi. I to jest najtrudniejsze! Tu w każdym kapłanie musi funkcjonować wymiar nadprzyrodzony, ksiądz musi zdawać sobie sprawę z nadprzyrodzonego ukierunkowania każdego jego zamysłu. Dopiero wtedy w sercu kapłana panuje pokój, kiedy zda sobie sprawę i pamięta, że to Chrystus działa przez jego posługę. Ale z drugiej strony ta myśl stanowi dla księdza swego rodzaju doping do podejmowania jeszcze większego trudu. Bo przecież chodzi o to, żeby poprzez swoją kapłańską aktywność otwierać na Chrystusa serce drugiego człowieka. Kapłan go nie uświęca! Uświęca go Chrystus, a kapłan jako sługa pomaga mu otworzyć serce. W kategoriach tej pedagogiki sakramentalnej ksiądz najlepiej się realizuje, spełnia, wypowiada. Ale żeby sobie to uświadomił, rzeczywiście potrzeba nieustannego patrzenia w głębię swojej kapłańskiej posługi. Jeśli tylko statystycznie zacznie obliczać swoje sukcesy, może dojść do rozmaitych rozczarowań.

Nie sposób nie zapytać o radości kapłaństwa. Tych też jest przecież wiele. Gdyby Ksiądz Biskup miał je wymienić, co jest najpiękniejsze w kapłaństwie?

Jeśli przeżyje się 50 lat w kapłaństwie, można już dojść do pewnych potwierdzeń. To co było planowane, intuicyjnie przewidywane, przeszło wystarczający okres próby i stało się faktem. Na przykład w pewnym czasie wchodziłem w całą przestrzeń nowej posoborowej liturgii, a dziś mogę już stwierdzić, ocenić, jak ona funkcjonuje, jak pomocna jest wiernym w Kościele. Zatem dłuższy okres daje kapłanowi pewnego rodzaju szansę spojrzenia z odległości, z dystansu na skuteczność jego misji. Muszę powiedzieć, że w dalszym ciągu są mi najbliższe dwa tereny działalności kapłana: ołtarz i konfesjonał. Od ołtarza przez tyle lat nikt mnie nie odepchnął, w dalszym ciągu mam do niego przystęp, i to częsty, bywa nawet trzykrotny w ciągu dnia. Natomiast mało spowiadam, a uwielbiam konfesjonał, bo tam jest to indywidualne spotkanie z drugim człowiekiem. Ciągle marzę, żeby wystarczyło mi czasu i sił na posługę w konfesjonale.

Dzisiaj wielu ludzi związanych z Kościołem i tych nie związanych z nim, media katolickie i świeckie podejmują temat życia i pracy kapłanów. Próbują podpowiadać, jakich kapłanów świat oczekuje. Księże Biskupie, jaki powinien być współczesny kapłan?

Z jednej strony media mogą irytować, ponieważ ci, którzy się wypowiadają, nie mając zielonego pojęcia o teologii Kościoła, postrzegają go tylko w wymiarze społecznym, często widzą w nim firmę, która obsługuje jakiś program ludnościowy. Nie mając rozeznania, zgłaszają zapotrzebowanie na funkcjonariuszy tej firmy. Osobiście z cierpliwością patrzę na to towarzystwo. To pewnego rodzaju negatyw, odbicie, które i we mnie może się znaleźć. Mnie też może ponieść w kierunku tego właśnie poziomego, płaskiego poszukiwania. Dziennikarz w swoim niezorientowaniu pokazuje, w którym miejscu i ja mogę być „niesprawny”, to znaczy źle funkcjonuję. Stąd ważny problem pozytywnego obrazu. Kościół uzbroił nas w kilka bardzo ważnych dokumentów, które począwszy od Soboru Watykańskiego II wytyczają drogę kapłańskiej formacji. Postawiłbym tu dwa postulaty – te stare: po pierwsze – blisko Chrystusa i po drugie – blisko człowieka. Na pewno jest to droga szczególnego uświęcenia, i to w oparciu o głębokie życie religijne. Im więcej jest tych pokus poziomego myślenia o księdzu, tym bardziej musi on być „pionowy”! Bóg – ja, ale równocześnie wchodząc głęboko w życie religijne, współczesny kapłan musi być wrażliwy na myślenie drugiego człowieka. Kiedyś od jednego z moich wykładowców usłyszałem takie stwierdzenie: ksiądz to ten, który w jednej ręce trzyma Pismo Święte, a w drugiej gazetę. Dzisiaj przestrzegałbym kapłanów, żeby nie zapominali o Piśmie Świętym! Może gazety też za często nie trzymają, za to klikanie po Internecie stało się prawie stałym zajęciem i tam próbują poznawać życie. Było by lepiej, gdyby jeden i drugi odszedł od tego Internetu, wszedł między grupę młodzieży i na żywym środowisku uczył się współczesności. Ale nic nie pomoże dziś księdzu, jeśli nie oprze się mocno o tę klasyczną duchowość kapłańską według zasady: alter Christus – drugi Chrystus.

A biskup? Przecież to też kapłan. Nawet więcej – według nauki Kościoła to pełnia kapłaństwa. Dzisiaj dają się słyszeć zarzuty, że biskupi są daleko od ludzi, od ich problemów, że są niedostępni, że patrzą z góry na swoją owczarnię. Taka diagnoza jest trafna czy przesadzona?

Po stronie biskupa mogą pojawiać się takie gesty dość mile widziane, jak przyjęcie kwiatka czy posadzenie na ładnym krześle. Ale społeczność parafii też ma swój udział w tym „izolowaniu” biskupa. Wyobraźmy sobie sytuację, że biskup wysiada z samochodu, mówi do oczekujących: „Cześć!” i klepie przyjaźnie po plecach jednego, trzeciego i czwartego… Pewnie zaraz pojawiłyby się komentarze: skąd on się tu zjawił? Wierni mają uprzednią wyobraźnię, utrwaloną zwyczajem, według której biskup to postać hierarchiczna, taka monumentalna. Tego całkowicie się nie wyeliminuje. Poza tym trzeba pamiętać, że posługa biskupa zawsze jest jakby o jedno piętro wyżej. To wcale nie znaczy, że lepsza, ale bardziej centryczna. Biskup przybywa do całej parafii – stąd na przykład nie siada w konfesjonale, przybywa do całej grupy młodzieży – stąd bierzmuje wszystkich przygotowanych do tego sakramentu, a nie idzie na jakąś konkretną lekcję religii, rozmawia z piętnastoma, dwudziestoma kapłanami całego dekanatu – a nie z jednym księdzem. Biskup musi znaleźć czas i sposób na przedzieranie się przez ten z natury wysoki poziom ogólnych czynności duszpasterskich i schodzenie w konkretnych przypadkach do pojedynczego człowieka, nieraz do bardzo osobistych posług. Nie jest to łatwe w dzisiejszej kulturze, nawet tej zlaicyzowanej. Ale te wspomniane ataki pod adresem biskupów wcale nie mają na celu zbliżenia ich do wiernych. To nie są „życzliwe sugestie”: bądź bliżej wiernych. To jest po prostu krytyka w ramach niszczenia wszelkich autorytetów.

Przez te 50 lat kapłaństwa Księdza Biskupa wiele wydarzyło się w Polsce, na świecie i w Kościele. Które z tych wydarzeń miały największy wpływ na życie kapłańskie Księdza Biskupa?

Oczywiście Sobór Watykański II. Zostałem wyświęcony przed Soborem, a Sobór przeżyłem już jako kapłan. To był moment przełomowy, który sporo zmienił również w kapłańskiej duchowości. Ale są też i inne wydarzenia, wskażę choćby dwa. Z jednej strony – to ruchy społeczne, począwszy od Poznania w 1956 roku, bo wtedy właśnie rozpocząłem studia teologiczne. Przeżywałem 1956 rok jako alumn teologii. Potem kolejne wydarzenia. Kiedy w 1970 roku palono Komitet Wojewódzki w Szczecinie, prowadziłem adwentowe dni skupienia w kościele Serca Pana Jezusa. Na ulicach widziałem tę całą niedolę szarpania się krzywdzonego społeczeństwa z ówczesnym systemem władzy. Rok 1980 jeszcze bardziej utkwił mi w pamięci, bo jest to rok przyjęcia sakry biskupiej. W samym środku strajków w Szczecinie, 24 sierpnia zostałem konsekrowany na biskupa. Zatem ten społeczny wymiar, ta wojna o sprawiedliwość jest wpisana w moją naturę, w moją posługę. Do dziś w szczególny sposób to na mnie oddziałuje. Jestem bardzo wrażliwy na wszelkiego rodzaju zmiany, i to te przeciwne sprawiedliwości społecznej.
Jest też drugi ważny moment w moim kapłańskim życiu, to znaczy przejście od życia zakonnego do życia w posłudze biskupiej. To spora zmiana przede wszystkim charakteru pracy, nie mówiąc o istotowej zmianie stanu kapłańskiego. W tej chwili najbardziej tę przestrzeń uważam za swój obowiązek i swoje zadanie, żeby tu nie przeoczyć łaski Bożej.

Ksiądz Biskup wspomniał Sobór Watykański II, który bardzo mocno zreformował liturgię. Wiemy, że obok entuzjastów reformy są dzisiaj i tacy, którzy ją krytykują. Jak Ksiądz Biskup ocenia te liturgiczne zmiany z perspektywy kapłana, który sprawował liturgię w starym rycie, przeżył czas zmian i od wielu lat celebruje już w nowym rycie, będącym dla większości kapłanów właściwie jedynym rytem?

Muszę tu przywołać na pamięć przede wszystkim nieocenione zasługi Księdza Prymasa Stefana kard. Wyszyńskiego, zasługi na polu wprowadzenia reformy liturgicznej. Najpierw sam uczył i nakazywał uczyć racji, dla której następuje ta zmiana, a dopiero potem wprowadzać zmiany. Idąc za sposobem myślenia Prymasa Tysiąclecia, nigdy nie mogła to być zmiana dla zmiany, nigdy zmiana dla sensacyjnych nowinek, stąd ta potrzeba liturgicznej katechezy. Jestem przekonany, że Polska uniknęła burzy, jaka przeszła przez Zachód w dziedzinie życia religijnego, między innymi też w sferze powołań kapłańskich, bo była mądrze prowadzona przez Prymasa Tysiąclecia. Współczesną zgodę Ojca Świętego na przywrócenie rytu sprzed Pawła VI traktuję jako pewnego rodzaju szczodrobliwość czy wyrozumiałość matki, która pozwala dziecku na szereg osobistych gestów, mimo że jest to trochę taki grymas, może poszukiwanie jakichś specjalnych wrażeń. Ale matka jest wyrozumiała. Kościół to benigna mater – matka łaskawa. Tak to rozumiem. Nie przywiązywałbym w tej chwili wielkiej wagi do powrotu starej liturgii. Sztuczne odtwarzanie, prawie teatralne, prawie kostiumowe starej liturgii nie jest niczym uzasadnione. Lepiej skupić się na pogłębieniu teologii liturgii, a nie na odtwarzaniu starego rytu. Należy pogłębić teologię liturgii, a to jest akurat dzieło Soboru Watykańskiego II, który zainicjował tę wielką pracę. Wiemy, że liturgia posługuje się językiem znaków – językiem piękna, którym człowiek posługuje się od początku, wedle zasady: duch ucieleśniony i ciało uduchowione. Tego właśnie należy pilnować, trzeba dbać o pogłębienie świadomości wewnętrznego utożsamienia się ze znakiem, zrozumienia tego znaku. Liturgia jest przecież sposobem życia mistycznego ciała Chrystusa.

Ksiądz Biskup jest chrystusowcem, kapłanem i zakonnikiem, później przyszła sakra biskupia. Zapytam wprost: czy Ksiądz Biskup nadal żyje powołaniem zakonnym?

Patrząc od zewnątrz, mógłbym powołać się na bliskość zapisów Kodeksu Prawa Kanonicznego, które omawiają sytuację zakonnika konsekrowanego na biskupa, z kanonami mówiącymi o sytuacji zakonnika wydalonego ze zgromadzenia. I mógłbym czuć się wydalonym, co oznacza zwolnionym. Tak niektórzy to postrzegają. Dla mnie śluby zakonne są ślubami dozgonnymi; dopóki żyję, jestem zakonnikiem, który ślubował dozgonnie zachowywać rady ewangeliczne. Nie wspomnę, że dziś Kościół i ostatni papieże: Jan Paweł II i Benedykt XVI bardzo głośno wołają o zachowanie rad ewangelicznych w życiu każdego kapłana. W przypadku zakonnika chodzi też o charyzmat zakonny. Śluby mnie obowiązują, jest tylko inna przestrzeń ich realizacji. I tak ślub czystości jest ten sam, bo celibat i ślub czystości spotykają się bardzo głęboko ze sobą. Posłuszeństwo – prawdę mówiąc, obecnie mam więcej przełożonych niż w zakonie. Teraz obowiązki są też moim przełożonym! A po drugie każdego biskupa obowiązuje posłuszeństwo wobec Ojca Świętego, również w kategoriach czysto egzystencjalnych. Racje zakonnego ślubu posłuszeństwa każą mi iść wręcz na ślepo wszędzie tam, dokąd pośle mnie Ojciec Święty. Jest wreszcie i ślub ubóstwa. W tej chwili rzeczywiście mam prawo posiadania i dysponowania majątkiem niezależnie od władz zakonnych. Natomiast czuję o wiele większy przymus do życia cnotą ubóstwa niż wtedy, gdy byłem w zakonie. W tej chwili naprawdę muszę się kontrolować, czy wolno mi takiej lub innej rzeczy używać, czy to lub tamto jest mi potrzebne. Na szczęście nasza sytuacja społeczna jest taka, że jeśli dziś otrzymam tysiąc złotych, to zaraz myślę, kto przyjdzie do mnie po dwa tysiące. Pan Bóg tak pilnuje mojego ślubu ubóstwa, że jeszcze nie zdążę położyć na stole tych otrzymanych pieniędzy, a już ktoś przychodzi i mówi, że jest szczególna potrzeba. Praktycznie więc żadne oszczędności i żadne zabezpieczenie na przyszłość, jest tylko Opatrzność Boża i struktura diecezjalna.

Niebawem Ksiądz Biskup wyświęci kolejny rocznik swoich kleryków. W tym roku te święcenia mogą być szczególne, bo stanie przed nimi Biskup Jubilat – Kapłan z 50-letnim stażem. Co powie Ksiądz Biskup swoim neoprezbiterom?

Jeśli to będzie zgodne z kalendarzem naszej diecezji, to święcenia kapłańskie diakonów odbędą się dokładnie na miesiąc przed moim jubileuszem. U progu ich kapłaństwa powiem to, co dzisiaj powinien powiedzieć każdy biskup. Powiem im, co przed chwilą już mówiłem: „Świat będzie chciał was wynająć jako supernowoczesnych profesjonalistów do rozmaitych działań. Zwłaszcza że jesteście atrakcyjni, bo nieskorumpowani, bardziej autentyczni, o wyższym poziomie wykształcenia, zwłaszcza w sprawach społeczno-pedagogicznych”. Rzeczywiście, patrząc od strony zawodowej, ksiądz jest dobrze przygotowanym funkcjonariuszem. Dlatego świat będzie chciał zagospodarować ich naturalne i dobrze przygotowane przez studium seminaryjne talenty. Warto wrócić do słów Benedykta XVI wypowiedzianych w Katedrze Warszawskiej, że kapłani mają być specjalistami od modlitwy i od teologii.
Dwie rzeczy należy tu szczególnie podkreślić. Po pierwsze – kapłan nie może sobie pozwolić na jakiś relatywizm, na własne przymierzanie do życia niezmiennych prawd Bożych. To nazywa się konsensus. Nie ma kompromisu w prawdzie i w dobru. Dobro jest zawsze całością i prawda jest całością. Kapłan musi baczyć, żeby nie dać się skusić na popularne przymierzanie zdań Ewangelii do współczesnych poglądów. I po drugie – do nowo wyświęconych kapłanów powiem też, że nie są wyświęceni kadencyjnie, że są kapłanami na wieki – in aeternam. Bo jest dziś taka pokusa, żeby pełnić kapłańską posługę tak długo, jak się chce, jak długo dobrze się w tym czuję, jak długo będą spełnione właściwe warunki. Kapłaństwo próbuje się przepisać na poziom wszystkich zawodów, które przecież zawsze mogą ulec przekwalifikowaniu. Kapłaństwa nie da się przekwalifikować. Ono jest niezatartym znamieniem i już nie ma od niego odejścia. Warto pamiętać o tej jakże prostej Chrystusowej zasadzie: jeśli się przyłożyłeś do pługa, to już nie odwracaj się do tyłu. Każde oglądanie się, które może spowodować wahanie, napięcia, stresy, dołki, narzekania, z natury nie jest ani męskie, ani chrześcijańskie, a już na pewno nie jest kapłańskie. Będąc kapłanem, trzeba iść jasno do przodu, niezależnie od aktualnych nastrojów. To jest też pewien luksus, bo nie ma drugiego powołania tak jasno, czytelnie zaplanowanego przez Pana Boga.

Bardzo dziękuję Księdzu Biskupowi za to osobiste kapłańskie świadectwo. Bóg zapłać! 

Uwaga! To jest tylko jeden artykuł z miesięcznika "Msza Święta". Pozostałe przeczytasz w numerze dostępnym w Wydawnictwie Hlondianum:

« powrót do numeru